Andrzej Talarek
Antymateria
2010 r.
Wiersze wybrane z tomu • Antymateria • Wiosna • Majówka mojego dzieciństwa • Wiatr • Sklep • Oczyszczalnia • Bal i przerażenie — obrazki z wystawy • Poemat o Chrystusie z Fatimy Wiersze wybrane z tomu
Antymateria
słowa z nich świat buduję każdego uczucia metrum
kreślę i rzecz nazywam nietrwałą aby w nas trwała
chociaż złudą jest tylko pośrodku wiecznego spektrum
głosów nieokreślonych kosmosów w nich wieczna chwała
z zewnątrz nasze myślenie od ciebie do ciebie słowa
mój świat we mnie budujesz ja stwarzam twój świat bez końca
z głosek myśli szczegóły pojęcia miłości mowa
zaprzeczenie materii nietrwałej jak promień słońca
cząstką elementarną w mym świecie jest twoje imię
ważę przekaz szczególny sploty fal które go niosą
poprzez coś czego nie ma byś była na zawsze przy mnie
po wiek wieków niezmienna pachnąca wciąż ranną rosą
aby słowo co było zmieniało się w nasze ciała
aby kiedyś na końcu choć głoska po nas zostałabr
Wiosna
Wczesnym rankiem zobaczyłem słońce
świeciło
nad horyzontem mojego dnia
zdziwiłbym się bardziej gdyby nie fakt
że poruszyło się we mnie dziecko
o rysach łagodnych młodością
rozpychało się rękami w płucach pełnych
słodkiego zapachu porannego sadu
wyglądało przez moje oczy na biel śliw
tupało do rytmu gołębich skrzydeł
bolało bardzo przypominało
po raz pierwszy
dzisiaj rano zobaczyłem młodą dziewczynę
spała
zawinięta we wszystkie słowa które powiedziałem
mojej żonie od początku świata
była rzeczywista jak dotyk dłoni młodego mężczyzny na jej ciele
w sieć zmarszczek pochwycona
była piękna pierwszą wspólną wiosną
Majówka mojego dzieciństwa
Zdrowaś Maryjo mówiły kobiety
a ja zapamiętywałem na zawsze
łaski´ś pełna i nie rozumiałem
Pan z Tobą też nie rozumiałem
błogosławiona´ś Ty między niewiastami
mama moja też była błogosławiona
mówiła Babcia gładząc mamę gdy jej było niedobrze
i błogosławiony owoc żywota Twojego
tak jak ja owoc żywota mojej mamy
modlitwa kobiet życie kobiet bogini kobiet
zrozumiała i rozumiejąca ukochana
w radości jeszcze bardziej w smutku
dla niej śpiewały pogodnymi wieczorami
przy majowej kapliczce jeszcze stoi
na cześć Pani wiosek umajonych
na cześć Pani kobiet utrudzonych
na cześć Żony mężowi powolnej
na cześć Matki do rodzenia zdolnej
chwalcie łąki umajone chwalcie doliny zielone
chwalcie cieniste gaiki źródła i kręte strumyki
chwalcie z nami Panią świata
jej dłoń nasza wieniec splata
płynęły nad polami wysokie tony
kobiece głosy splatały się w warkocz
z dymem i z ptakami płynęły nad łąką
srebrną kokardę krzyża wlokły za sobą
na zmiłowanie na zmartwychwstanie nasze
kościół nawoływał świat z daleka
płynąc nad polami dźwiękiem dzwonów
klękaliśmy całowaliśmy księdza w rękę
Pana Boga dotykaliśmy wysłannika
prysznic kropidła oczyszczał lepiej
od mycia w cebrzyku w ciepłej wodzie
przed niedzielą i świętem
Wiatr
wieje gdzie wola jego i chociaż poszum usłyszysz
nie masz pewności skąd bieży dokąd podąża i po co
drzewu suchemu przyniesie wodę do życia pragnienie
aby od jego korzeni gałąź zielona odrosła
i ptaki na niej usiadły wśród liści gniazdo uwiły
czoło wędrowca orzeźwi i cieniem liści osłoni
horyzont odkryje szeroki na wieczność która jest ponad
kruchością życia i śmiercią w cieniu drzewa wiecznego
odrodzonego na nowo wędrowca oczy otworzy
na sprawy dotąd zakryte przez ułomności rozumu
z nim łatwiej życiem się cieszyć rozumnym i pełnym nadziei
w wiatru największej nawale lęk nie zagości do serca
gdy szepczesz modlitwę ciszą która nastaje po burzy
Sklep
Rzecz i zwierzę których nie można kupić
prawdopodobnie nie istnieją
idea która się nie sprzedaje umiera
sprzedawalne uczucie umiera równie szybko
ludzie są na sprzedaż w każdym rozmiarze i kolorze
to wszystko nieprawdy które powoli stają się prawdami
prawdopodobieństwo zmiany trendu jest niewielkie
Oczyszczalnia
krata na wylocie anus urbi wyłapuje
artefakty przeszłej cielesności bytu
prezerwatywy we wszystkich odcieniach
wypełnione zmarnowanym nasieniem
podpaski ubabrane odchodami małe rączki
lalek najpewniej karty ksiąg świętych mądrością
rozcieńczone przejawami fizyczności
brudem ciał spłukanych w nowoczesnym rytuale
tu oddziela się do spalenia alternatywne
paliwa o dużej wartości energetycznej
podtrzymają swą wyschniętą martwotą
żar pieców cementowni
dalej tylko woda niesie niestrawione resztki miasta
drobne pozostałości grzechów głównych
roztarte w proch zabrudzonej ziemi do osadników
gdzie czas i napowietrzenie tlenem rozdzielają
szlam który użyźni ziemię lub spłonie
od czystej wody która uniesie życie cyrkulując
między niebem i ziemią
tu koniec jest początkiem
tu przejawy obumierania i gnicia
kiełkują nadzieją poczęcia
Bal i przerażenie — obrazki z wystawy
dom rozgrzany w pastel roztopionym słońcem
martwa dziewczyna siedzi na murze jak Erynia Megajra
myśli pozamieniane w ptaki fruwają przerażone
nad głową nie usiądą na białej ścianie
krzyż jest oknem na świat poddasza
za widnokres skryte postacie szepczą
modlitwy za leżącego pod linią nieba i ziemi
płacząca kobieta wygięte w pałąk plecy
cienka strużka potu płynie między pośladki
agonia popędza dorożkarskiego konia by dogonił sen
za rogiem przyczajone przerażenie tępa fala
przynosi krzyk Munka z nad fiordu
koślawa twarz nie cierpi brzydota zabija wstyd
gwiezdna droga dla każdego ucieczka w rojenia
drabiny poustawiane wzdłuż ścian wyższych niższych
wysuwają się z okien niby kraty do wolności
podajesz dłoń wyciągnięte ręce nie schwycą
miasteczko zapadło się w błękicie powiela schematy
picassy niedorosłe z tamtego okresu róże wyblakłe
od cierpienia kłują dłonie i oczy umarły Bartek
wciąż wypluwa tlenek węgla jakby przepraszał
za ucieczkę
nie siądzie z drugiej strony szachownicy nie powie
szach mat śmiejąc się serdecznie bo przegrana z życiem
jest żartem tylko w zestawieniu z przegraną ze śmiercią
i cyrograf zapisany krwią urodzenia zobowiązuje
schody ze stron obu do przyjścia i wyjścia
i wiatr który unosi parę w uścisku miłości niespełnionej
podciągnięte kolana słowa niedopowiedziane ptaki
twarze ciekawości spod warstw przykrywających życie
poszarpana czerwień dokumentów które na zawsze
przykryły miłość
i znowu plecy modlącej się kobiety łzy niewidoczne
i niewidzialne cienie na zawsze
Poemat o Chrystusie z Fatimy
Jaki jesteś brzydki na swoim krzyżu
Chrystusie Synu Maryi
Wytrzeszczonymi z wysiłku oczami patrzysz
Na świat goniący za ulotnym pięknem
Za Tobą kroczy dostojnie złota procesja umarłych
Przed Tobą zabiegany tłum olśniony złotem
Pewnie śmierdzisz całodniowym brudem
Potem krwawym z wysiłku nieludzko bożego
Znieczulony całym dniem cierpienia
Męki i ludzkiego strachu już nie pamiętasz
Uniesiony ponad tę drogę pod górę
Ostatecznego spełnienia
Jaki jesteś brzydki na swoim krzyżu
Chrystusie Zbawicielu Świata
Jakbyś nie był synem tej Kobiety
Której wyobrażenie na swoją miarę piękna
Co wieczór noszą Twoi świadkowie
W korowodzie trosk na który patrzysz
Olśnieni pięknem Twej matki
Niepomni Twojej brzydoty
Rozcapierzone palce Twojej dłoni
Otwartej uderzeniem młotka
Pustej jak umęczona myśl
Są jedynie pięcioma palcami
Rozbite gruzłowate kolana
Opuchłe męką i drogą
Rozbitym kolanami
Jakże brzydki jesteś na swoim krzyżu
Zbawicielu świata słuchaczu moich modlitw
Twoje włosy sklejone potem i krwią
Są sztywne jak dredy pielgrzyma
Brudnego Polaka znikąd
Z workiem podróżnym na ramieniu
Obuty w rzemienne sandały
Prosił o jedno biblijne euro
Śmierdział potem jak Ty
Też miał koło trzydziestki
I mówił o poplątanym ludzkim losie
Gdy ja mówiłem że młody że silny
mógłby pracować a nie iść i żebrać
A czy nie myślisz że ja muszę iść
Zapytał
I chciałem mu dać pieniądz
Może na przetrwanie może na zmianę
Ale kupiłem świece ofiarne
I nie miałem nawet centa
Odszedł czy zniknął
Nie wiem
Jaki brzydki jesteś Chrystusie na swoim Krzyżu
Jaki Boski jesteś na swoim Krzyżu Chrystusie
Nie ma w Tobie nic z pokory
Nie przypominasz chudego Żydka
Mimozy od Księgi raczej Samsona
Burzyciela świątyń z Ojca mocarza
Umęczone ciało nadal pełne siły
Przybite ręce zginają krzyż
Widać w Tobie moc wyrywającą gwoździe
Słychać ich zgrzyt o drewno
Jeszcze chwila a obejmiesz ramionami
Świat pełen zdziwienia i niewiary
Twojej brzydoty
Twojego piękna
Jakże prawdziwy jesteś Chrystusie
Prawdą ludzkiej śmierci
Prawdą Boga Człowieka
Synu Maryi
Prawdziwy